Geometria osobista
Stwierdzenie, że obrazy Karoliny Jaklewicz pokazują przestrzeń wydaje się oczywiste. Spełniają one to, czego oczekuje się od klasycznego malarstwa- są oknami. Przez te okna widzimy świat, jednocześnie realny, ale i abstrakcyjny. Realny przez konsekwentne budowanie form, przypominających tajemniczą architekturę, bunkry lub wręcz ruiny. A jednak te odwołania do realizmu są pozorne i raczej wynikają z naszej potrzeby odnalezienia pewnego porządku w chaosie, niż z tego co tak naprawdę widzimy. Obrazy konstruowane brutalnych z linii prostych, pozornie całkowicie pozbawione miękkości, przez brak łuków, kół i owali, są jednak delikatne i bardzo subtelne.
Jeżeli ktoś próbował by je odnieść do twórczości artystów z kręgu tak zwanej „chłodnej geometrii”, napotkał by przeszkodę. Jest nią i widać to wyraźnie, między innymi, mistrzowskie rozmalowanie powierzchni. Przemienienie jej w rdzewiejące blachy, korodujące betony, nadaje im życie. Powstałe obiekty rzucają tajemnicze cienie, wyłaniają się nieokreślonej mgły, emanują światłem. Dlatego też, jak sądzę, bliżej im do twórczości Giorgio de Chirico niż klasyków malarstwa geometrycznego, którzy inspiracji szukali bardziej w matematyce niż metafizyce. Ta aura nadrealizmu, tajemnicy a nawet duchowości, jest dogłębnie wyjaśniona przez autorkę w pisemnej części pracy doktorskiej.
To, że są to prace abstrakcyjne i tajemnicze, nie oznacza iż autorce do końca udało się uniknąć treści. I bardzo dobrze. Obrazy takie, jak: „Próba porozumienia”, „Coming out” , „Sekret” czy „XI- nie dyskryminuj” , pokazują, że autorka nie chce pozostać zimnym twórcą geometrycznych zagadek. Te właśnie prace, które dla niektórych mogą wydawać się zbyt plakatowe, na tle reszty twórczości, pozwoliły mi inaczej spojrzeć na malarstwo Karoliny Jaklewicz. To nie są, pomimo wyrafinowanej formy malarskiej, puste zabawy estetyczne. Widać w nich głębokie zaangażowanie emocjonalne w rzeczy codzienne i prywatne, ale i w sprawy publiczne. To odkrycie kazało mi jeszcze raz przyjrzeć się innym pracom.
Zobaczyłem nagle bardzo poruszający obraz „Pamiątka”, pozornie spokojne a jednak groźne- „Flauta I” i „Flauta II” czy też „Punkt zwrotny”. Szczególnie ten ostatni obraz odczytuję, może wbrew woli autorki, jako ironiczny ale i smutny. Jeżeli punktem zwrotnym ma być coś, co przypomina trumnę lub kamienny grobowiec, owiany tajemniczą, błękitną mgłą, to czy nie mamy tu do czynienia z bardzo ironicznym poczuciem humoru? Jeżeli nawet, a zależy to tylko od skali i perspektywy, jaką przyjmiemy, jest to próg czy geometryczna przeszkoda, to dalej jest to gorzko-ironiczne. Na tym obrazie przeszkoda staje się punktem zwrotnym. Czyż nie jest to bardzo mądre i głębokie?
A co można powiedzieć o obrazie „Matka III”, na którym zza zimnej, błękitnej kurtyny, wyłania się groźny, jakby wykonany z betonu blok i pochyla się nad widzem? Nie ma w nim ciepła, bezpieczeństwa i niczego takiego, co kojarzy się nam z typowym obrazem matki. Jest groźny, beznadziejny i naprawdę przerażający. Bardziej czuć strach niż ciepło i bezpieczeństwo.
Spotkałem się z opinią, wyrażoną przez bardzo nieuważnego widza, że mamy tu do czynienia z malarstwem ozdobnym, wręcz dekoracyjnym. Ale ta właśnie pozorna ozdobność połączona z niewątpliwą elegancją, oszukuje nieuważnych, celowo wprowadza ich w błąd i wciąga w pułapkę. Ten dualizm, drugie dno tych obrazów, może najbardziej sobie cenię.
Dlatego należy wspomnieć na koniec o warsztacie malarskim, o sposobach budowania płaszczyzn i o tym, jak Karolina Jaklewicz traktuje powierzchnię obrazu. Artystka porusza się w, wydawało by się, ograniczonej gamie kolorystycznej. Nie jest to dokładnie prawda ale są one jednak konsekwentnie budowane według tej samej reguły. Jakby oglądało się kadry z tego jednego filmu. Jest to film o obiektach nie gładkich, podrapanych, dotkniętych korozją. Są one jakby zużyte, noszące ślady działania czasu, nie nowe.
Można w tej metodzie dopatrzeć się wpływów i inspiracji wrocławskiego malarstwa materii. Dla odbiorcy obeznanego z tym środowiskiem i akademią, z dużą łatwością przyjdzie wskazanie konkretnych nazwisk artystów, którzy wpłynęli na autorkę. Jednak ten język, pomimo lokalności, pozostaje uniwersalny i, mam nadzieję, doskonale rozumiany, wszędzie.
Te, niewątpliwie precyzyjnie wykonane, obrazy, noszą jednak wyraźne piętno inspiracji brudem, zniszczeniem i zaryzykował bym stwierdzenie, że najbardziej są one wynikiem codziennej obserwacji ścian mijanych budynków. Ta inspiracja jest widoczna nie tylko w fakturze płaszczyzn ale i w samych, przedstawionych obiektach. Jak wiadomo, w przyrodzie linie proste nie występują. Ale występują w mieście, w architekturze , tylko w działalności człowieka i są jego wytworem. Jest to malarstwo przesiąknięte miastem, jego atmosferą, jego aurą i duchowością. Cała malarska twórczość autorki wyraźnie pokazuje, że jej obecność jako wykładowcy na Wydziale Architektury, nie jest przypadkowa.
Przedstawiony zestaw obrazów oceniam bardzo wysoko i uważam, że w pełni spełniają wymogi pracy doktorskiej.
Pisemna część pracy doktorskiej zatytułowanej: „Idea a forma geometryzująca w malarstwie” stanowi udaną w mojej ocenie, próbę zmierzenia się autorki z tradycją sztuki geometrycznej i wykazania w tym kontekście własnej odrębności. Już we wstępie znajdujemy jasną deklarację poszukiwań w tak, zdawało by się zimnej formie, głębokich idei i duchowości. Przywołanie w pierwszym akapicie osoby Wasyla Kandyńskiego, określa kierunek dalszej pracy i postawę autorki. Warto wspomnieć, że to on właśnie w roku 1910 napisał traktat „ O duchowości w sztuce”. Co ciekawa, duchowość, w pracy Karoliny Jaklewicz, nie jest przeciwstawiana geometrii, ale właśnie z niej wypływa. W dalszych rozdziałach pracy znajdujemy rozważania o relacji formy i idei, genezie geometrii, jej języku, roli światła, które wyjaśniają w sposób bezpośredni genezę i symbolikę malarstwa Karoliny Jaklewicz.
Wyjaśniając i analizując sens, przyczyny i powody , swojej sztuki, autorka porusza wiele interesujących wątków. Poznajemy malarzy, którzy na nią wpłynęli, nie tylko tych powszechnie znanych, ale też będących i dla mnie odkryciem, jak Lyonel Feininger.
Czytając pracę doktorską poznajemy subiektywną, emocjonalną geometrię, uprawianą przez autorkę. Tak różną od tej, do, której przyzwyczaiła nas, między innymi Bożena Kowalska. Jaklewicz udowadnia w swojej pracy, że chłód, matematyczny obiektywizm i celowe uciekanie od znaczeń oraz asocjacji, nie jest immanentnie przypisane do języka geometrii. Tak widziany świat, pełen duchowości, tajemnicy i niedopowiedzeń, wydaje się być autentycznym i szczerym oraz głęboko przeżytym.
Istotne jest, że autorka potrafi poprzeć swoje doświadczenia odwołaniami nie tylko do wypowiedzi malarzy czy krytyków ale też filozofów i poetów. Świadczą one o solidnej podbudowie teoretycznej przedstawionego malarstwa. Powołuje się na średniowieczną metafizykę ale i na Fra Agelica. A współcześniej pojawiają się zarówno Leszek Szaruga, jak i Wojciech Fangor.
Karolina Jaklewicz, jak sama pisze, inspiracji szuka bardziej u Moniki Sosnowskiej czy Daniela Liebeskinda niż w renesansowym porządku. Mamy tu precyzyjnie i logicznie przedstawiony dowód, że pomimo solidnego osadzenia w malarskiej tradycji, obcujemy z na wskroś nowoczesnym i współczesnym malarstwem.
Zakończenie pracy rozpoczyna równoważnik zdania: „Geometria duchowości, duch geometrii”. Ten pozorny dualizm trafnie opisuje temat i ideę pracy pisemnej. Pokazuje ona, ale też samo malarstwo autorki, że geometria może być emocjonalna, osobista i zaangażowana.
Paweł Jarodzki
Stwierdzenie, że obrazy Karoliny Jaklewicz pokazują przestrzeń wydaje się oczywiste. Spełniają one to, czego oczekuje się od klasycznego malarstwa- są oknami. Przez te okna widzimy świat, jednocześnie realny, ale i abstrakcyjny. Realny przez konsekwentne budowanie form, przypominających tajemniczą architekturę, bunkry lub wręcz ruiny. A jednak te odwołania do realizmu są pozorne i raczej wynikają z naszej potrzeby odnalezienia pewnego porządku w chaosie, niż z tego co tak naprawdę widzimy. Obrazy konstruowane brutalnych z linii prostych, pozornie całkowicie pozbawione miękkości, przez brak łuków, kół i owali, są jednak delikatne i bardzo subtelne.
Jeżeli ktoś próbował by je odnieść do twórczości artystów z kręgu tak zwanej „chłodnej geometrii”, napotkał by przeszkodę. Jest nią i widać to wyraźnie, między innymi, mistrzowskie rozmalowanie powierzchni. Przemienienie jej w rdzewiejące blachy, korodujące betony, nadaje im życie. Powstałe obiekty rzucają tajemnicze cienie, wyłaniają się nieokreślonej mgły, emanują światłem. Dlatego też, jak sądzę, bliżej im do twórczości Giorgio de Chirico niż klasyków malarstwa geometrycznego, którzy inspiracji szukali bardziej w matematyce niż metafizyce. Ta aura nadrealizmu, tajemnicy a nawet duchowości, jest dogłębnie wyjaśniona przez autorkę w pisemnej części pracy doktorskiej.
To, że są to prace abstrakcyjne i tajemnicze, nie oznacza iż autorce do końca udało się uniknąć treści. I bardzo dobrze. Obrazy takie, jak: „Próba porozumienia”, „Coming out” , „Sekret” czy „XI- nie dyskryminuj” , pokazują, że autorka nie chce pozostać zimnym twórcą geometrycznych zagadek. Te właśnie prace, które dla niektórych mogą wydawać się zbyt plakatowe, na tle reszty twórczości, pozwoliły mi inaczej spojrzeć na malarstwo Karoliny Jaklewicz. To nie są, pomimo wyrafinowanej formy malarskiej, puste zabawy estetyczne. Widać w nich głębokie zaangażowanie emocjonalne w rzeczy codzienne i prywatne, ale i w sprawy publiczne. To odkrycie kazało mi jeszcze raz przyjrzeć się innym pracom.
Zobaczyłem nagle bardzo poruszający obraz „Pamiątka”, pozornie spokojne a jednak groźne- „Flauta I” i „Flauta II” czy też „Punkt zwrotny”. Szczególnie ten ostatni obraz odczytuję, może wbrew woli autorki, jako ironiczny ale i smutny. Jeżeli punktem zwrotnym ma być coś, co przypomina trumnę lub kamienny grobowiec, owiany tajemniczą, błękitną mgłą, to czy nie mamy tu do czynienia z bardzo ironicznym poczuciem humoru? Jeżeli nawet, a zależy to tylko od skali i perspektywy, jaką przyjmiemy, jest to próg czy geometryczna przeszkoda, to dalej jest to gorzko-ironiczne. Na tym obrazie przeszkoda staje się punktem zwrotnym. Czyż nie jest to bardzo mądre i głębokie?
A co można powiedzieć o obrazie „Matka III”, na którym zza zimnej, błękitnej kurtyny, wyłania się groźny, jakby wykonany z betonu blok i pochyla się nad widzem? Nie ma w nim ciepła, bezpieczeństwa i niczego takiego, co kojarzy się nam z typowym obrazem matki. Jest groźny, beznadziejny i naprawdę przerażający. Bardziej czuć strach niż ciepło i bezpieczeństwo.
Spotkałem się z opinią, wyrażoną przez bardzo nieuważnego widza, że mamy tu do czynienia z malarstwem ozdobnym, wręcz dekoracyjnym. Ale ta właśnie pozorna ozdobność połączona z niewątpliwą elegancją, oszukuje nieuważnych, celowo wprowadza ich w błąd i wciąga w pułapkę. Ten dualizm, drugie dno tych obrazów, może najbardziej sobie cenię.
Dlatego należy wspomnieć na koniec o warsztacie malarskim, o sposobach budowania płaszczyzn i o tym, jak Karolina Jaklewicz traktuje powierzchnię obrazu. Artystka porusza się w, wydawało by się, ograniczonej gamie kolorystycznej. Nie jest to dokładnie prawda ale są one jednak konsekwentnie budowane według tej samej reguły. Jakby oglądało się kadry z tego jednego filmu. Jest to film o obiektach nie gładkich, podrapanych, dotkniętych korozją. Są one jakby zużyte, noszące ślady działania czasu, nie nowe.
Można w tej metodzie dopatrzeć się wpływów i inspiracji wrocławskiego malarstwa materii. Dla odbiorcy obeznanego z tym środowiskiem i akademią, z dużą łatwością przyjdzie wskazanie konkretnych nazwisk artystów, którzy wpłynęli na autorkę. Jednak ten język, pomimo lokalności, pozostaje uniwersalny i, mam nadzieję, doskonale rozumiany, wszędzie.
Te, niewątpliwie precyzyjnie wykonane, obrazy, noszą jednak wyraźne piętno inspiracji brudem, zniszczeniem i zaryzykował bym stwierdzenie, że najbardziej są one wynikiem codziennej obserwacji ścian mijanych budynków. Ta inspiracja jest widoczna nie tylko w fakturze płaszczyzn ale i w samych, przedstawionych obiektach. Jak wiadomo, w przyrodzie linie proste nie występują. Ale występują w mieście, w architekturze , tylko w działalności człowieka i są jego wytworem. Jest to malarstwo przesiąknięte miastem, jego atmosferą, jego aurą i duchowością. Cała malarska twórczość autorki wyraźnie pokazuje, że jej obecność jako wykładowcy na Wydziale Architektury, nie jest przypadkowa.
Przedstawiony zestaw obrazów oceniam bardzo wysoko i uważam, że w pełni spełniają wymogi pracy doktorskiej.
Pisemna część pracy doktorskiej zatytułowanej: „Idea a forma geometryzująca w malarstwie” stanowi udaną w mojej ocenie, próbę zmierzenia się autorki z tradycją sztuki geometrycznej i wykazania w tym kontekście własnej odrębności. Już we wstępie znajdujemy jasną deklarację poszukiwań w tak, zdawało by się zimnej formie, głębokich idei i duchowości. Przywołanie w pierwszym akapicie osoby Wasyla Kandyńskiego, określa kierunek dalszej pracy i postawę autorki. Warto wspomnieć, że to on właśnie w roku 1910 napisał traktat „ O duchowości w sztuce”. Co ciekawa, duchowość, w pracy Karoliny Jaklewicz, nie jest przeciwstawiana geometrii, ale właśnie z niej wypływa. W dalszych rozdziałach pracy znajdujemy rozważania o relacji formy i idei, genezie geometrii, jej języku, roli światła, które wyjaśniają w sposób bezpośredni genezę i symbolikę malarstwa Karoliny Jaklewicz.
Wyjaśniając i analizując sens, przyczyny i powody , swojej sztuki, autorka porusza wiele interesujących wątków. Poznajemy malarzy, którzy na nią wpłynęli, nie tylko tych powszechnie znanych, ale też będących i dla mnie odkryciem, jak Lyonel Feininger.
Czytając pracę doktorską poznajemy subiektywną, emocjonalną geometrię, uprawianą przez autorkę. Tak różną od tej, do, której przyzwyczaiła nas, między innymi Bożena Kowalska. Jaklewicz udowadnia w swojej pracy, że chłód, matematyczny obiektywizm i celowe uciekanie od znaczeń oraz asocjacji, nie jest immanentnie przypisane do języka geometrii. Tak widziany świat, pełen duchowości, tajemnicy i niedopowiedzeń, wydaje się być autentycznym i szczerym oraz głęboko przeżytym.
Istotne jest, że autorka potrafi poprzeć swoje doświadczenia odwołaniami nie tylko do wypowiedzi malarzy czy krytyków ale też filozofów i poetów. Świadczą one o solidnej podbudowie teoretycznej przedstawionego malarstwa. Powołuje się na średniowieczną metafizykę ale i na Fra Agelica. A współcześniej pojawiają się zarówno Leszek Szaruga, jak i Wojciech Fangor.
Karolina Jaklewicz, jak sama pisze, inspiracji szuka bardziej u Moniki Sosnowskiej czy Daniela Liebeskinda niż w renesansowym porządku. Mamy tu precyzyjnie i logicznie przedstawiony dowód, że pomimo solidnego osadzenia w malarskiej tradycji, obcujemy z na wskroś nowoczesnym i współczesnym malarstwem.
Zakończenie pracy rozpoczyna równoważnik zdania: „Geometria duchowości, duch geometrii”. Ten pozorny dualizm trafnie opisuje temat i ideę pracy pisemnej. Pokazuje ona, ale też samo malarstwo autorki, że geometria może być emocjonalna, osobista i zaangażowana.
Paweł Jarodzki